Nie wszystkie wyznania uznające się za chrześcijańskie mają ramy organizacyjne, czy choćby sprecyzowaną doktrynę, wobec czego ich klasyfikacja nie może być doskonała i w pełni obiektywna. Stosuje się podziały mające za kryterium stosunek danego wyznania do konkretnej kwestii teologicznej (typu „a – nie-a”, np.
Czym się różni pedofil świecki od duchownego? [FELIETON] Paulina Młynarska. 12 maja 2019, 09:20 FACEBOOK. X. E-MAIL. KOPIUJ LINK. Mam na to radar. Jak każda ofiara, która do końca życia
Co dzieli protestantów i katolików. Stefan Dege | Klaus Krämer. 23.12.2022. Katolików i protestantów więcej łączy niż dzieli. Tak jest w przypadku tradycji świąt Bożego Narodzenia. Są
Faktem jest, że rok po bitwie, w 313 r. przyznał chrześcijanom całkowitą swobodę kultu. Przyczyny rozłamu w Kościele powszechnym na rzymskokatolicki i prawosławny tkwią w odmiennych
W protestantyzmie Matka Boska jest darzona szacunkiem, ale nie występuje jej kult. W Kościele Prawosławnym występuje kult Bogarodzicy. Nie jest uznawany katolicki dogmat o Niepokalanym Poczęciu. Wg. nauki Cerkwi Prawosławnej odejście Matki Bożej było nie śmiercią, a Zaśnięciem. Fragment dołączony do Credo sugerujący, że Duch
Tym się on różni od kultu oddawanego osobom kanonizowanym, że nie jest związany z całym Kościołem, ale jego częścią czy rodziną zakonną. Jak widać *różnica pomiędzy kanonizowanym a beatyfikowanym* nie polega na orzeczeniu świętości, z której jeden miałby jej mieć więcej a drugi mniej, tylko *na określeniu terytorium, na
Kościół katolicki a Kościół prawosławny Poglądy wspólne: Biblia i Tradycja, za którą uznaje się orzeczenia pierwszych siedmiu soborów i pisma ojców Kościoła uznawanie 7 sakramentów świętych kult obrazów, relikwii świętych, Matki Boskiej Różnice: Kościół katolicki: chrzest przez polanie głowy komunia pod jedną postacią (chleba) na czele Kościoła stoi papież
PYTANIE 2. Czym różnią się między sobą Biblia Żydów i Biblia chrześcijan? Oprócz tego, że Biblia chrześcijan posiada Nowy Testament, istnieją inne poważne różnice, jak chociażby umieszczenie Księgi Daniela po Księdze Ezechiela (stąd czterech większych proroków) w Biblii chrześcijan. Ale znacząca różnica istnieje
298 Likes, 9 Comments - UCZNIOWIE JEZUSA (@nieustepliwi) on Instagram: "Czym się różni życie Chrześcijanina od życia innych ludzi? 樂 Nasze życie jest dedykow" UCZNIOWIE JEZUSA on Instagram: "Czym się różni życie Chrześcijanina od życia innych ludzi? 🤔 Nasze życie jest dedykowane służeniu Bogu.
Perbedaan Kristen dan Katolik. 1. Sistem Kepemimpinan. Kristen dan Katolik memiliki kepemimpinan yang berbeda di dalam Gereja. Mengutip buku Lima Roti Dua Ikan: Modul Pembinaan Iman Anak 2 (2020), dalam ajaran Katolik, Bapa Paus merupakan pemimpin tertinggi, pengganti Santo Petrus yang memimpin umat Katolik di seluruh dunia.
FeaHlDw. Stosunek do chrześcijaństwa wciąż wyznacza główne kontury światopoglądowej mapy Polski. Na tej mapie niedawno pojawiły się dwa znamienne zjawiska: postchrześcijaństwo i antychrześcijaństwo. Czym one są i na czym polega ich wyzwanie dla chrześcijan? Henryk Przondziono /Foto Gość Postchrześcijanami są ludzie, którzy już przestali lub przestają być chrześcijanami, ale jeszcze nie stali się kimś innym. Większość z nich jeszcze częściowo wierzy, lecz nie praktykuje, lub częściowo – siłą przyzwyczajenia – praktykuje, lecz już nie wierzy. Postchrześcijanie wychowali się w Kościele, a obecnie są już jedną nogą gdzie indziej. Myślą w kategoriach niechrześcijańskiej nowoczesności, choć wciąż znajdują się w cieniu Kościoła. Religia nie stanowi osi ich życia, ale obchodzą chrześcijańskie święta, organizują przyjęcia pierwszokomunijne (zwłaszcza dla rodziny z tzw. wsi i małych miast z południowo-wschodniej Polski), z sentymentem zwiedzają zabytkowe kościoły, lubią filmy z motywem dobra i poświęcenia, sympatyzują z ideą miłości bliźniego (o ile nic nie kosztuje i pokrywa się z ideą tolerancji), a czasami na wakacjach przy zachodzie słońca marzą o Transcendencji. Postchrześcijan łączy z Kościołem nić przyzwyczajenia. Nie walczą z Kościołem, choć są wobec niego bardzo krytyczni („gdyby nie księża, pedofilia i polityka, pewnie częściej chodzilibyśmy do Kościoła”). Z drugiej strony duszpasterze są zadowoleni, że postchrześcijanie nie dokonują apostazji i czasem jednak do kościoła zaglądają. Można z nimi porozmawiać, gdyż z chrześcijanami łączy ich wspólny podświadomy kod kulturowy. Zresztą w praktyce, na podstawie pojedynczych zewnętrznych zachowań, trudno odróżnić postchrześcijanina od chrześcijanina. Świat chrześcijański i postchrześcijański przenikają się wzajemnie i wszystkim jest z tym dobrze. Jest, a raczej było dobrze, gdyż niedawno wkroczyli na arenę antychrześcijanie. Dzięki nim cicha, pełzająca i bezkonfliktowa sekularyzacja gwałtownie przyspieszyła. Postchrześcijanie nie wrzeszczeli, że nie wierzą – antychrześcijanie wrzeszczą. Postchrześcijanie nie występowali z Kościoła – antychrześcijanie występują. Postchrześcijanie nie bluźnili – antychrześcijanie bluźnią. Postchrześcijanie nie profanowali świątyń i symboli religijnych – antychrześcijanie profanują. Postchrześcijanie opowiadali się za „kompromisem aborcyjnym” – antychrześcijanie pragną „aborcji na życzenie”. Postchrześcijanie liberalizowali tradycyjną obyczajowość – antychrześcijanie chcą rewolucji seksualnej. Postchrześcijanie prywatyzowali lub fragmentowali religię – antychrześcijanie widzą w niej tylko zło. Pojawienie się w Polsce antychrześcijan obniżyło kulturę oraz intelektualny poziom dyskusji światopoglądowych. Wprowadziło do życia społecznego rzeczywistą agresję. Nic dziwnego, skoro rewolucja antychrześcijan przypomina bunt niedojrzałych, choć autentycznych nastolatków wobec swych rodziców (a raczej wobec własnych dziadków). Antychrześcijanie wiedzą, czego nie chcą, ale jeszcze nie za bardzo wiedzą, czego chcą. Na razie definiują się wyłącznie w kategoriach negacji chrześcijaństwa. Są jego przeciwnikami, lecz będąc przeciwnikami chrześcijaństwa, nie mogą bez niego żyć. Być może przyjdzie czas na pozytywne określenie nowego światopoglądu. Na razie jednak będziemy mieli do czynienia z ciągłą ofensywą frontu ANTY oraz z próbą wciągania do niego postchrześcijan. Chrześcijanie powinni patrzeć na aktualne wydarzenia w perspektywie Bożej Opatrzności. Dlatego musimy siebie zapytać: co Bóg chce nam powiedzieć, dopuszczając takie zjawisko jak antychrześcijaństwo? Może to, że czas rozmytego postchrześcijaństwa, które ogarnia nie tylko obrzeża Kościoła, lecz także coraz bardziej wnika do jego wnętrza, nie może trwać zbyt długo. Postchrześcijaństwo jest tylko czymś przejściowym i nie wolno się do niego przyzwyczajać. Wcześniej czy później, o ile nie wróci do chrześcijaństwa, przejdzie w antychrześcijaństwo. Nie da się zawsze żyć pomiędzy. Trzeba się zdecydować. Przypominają się słowa uwielbionego Chrystusa: „Obyś był zimny albo gorący!” (Ap 3,15).
Czy my wytężamy siły, żeby nauczyć się modlitwy? Czy staramy się o to, by nasza modlitwa była prawdziwa? Jakiego człowieka widzą ludzie, którzy na nas patrzą? Tylko pobożnego czy… przemienionego dzięki modlitwie? Swojej miłości względem Boga nie można wyrazić bardziej niż przez posłuszeństwo. Nie można wyrazić swojej miłości Bogu bardziej. Nie możesz powiedzieć Bogu bardziej: „Kocham Cię”, niż robiąc to, czego On od Ciebie chce. Twoje czyny, Twoje gesty są dla Niego tak naprawdę dużo ważniejsze, niż to, co mówisz. Sam Pan Jezus powiedział przecież: „Jeżeli mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania” (J 14, 15). Ludzie dużo mówią. Wypowiadają wiele różnych, czasem pięknie brzmiących słów. Ale jeśli za ich deklaracjami nie podążają konkretne czyny, to słowa stają się nic nie znaczące. Nie inaczej jest w relacji z Bogiem. Dopiero to, co czynimy w duchu posłuszeństwa Bogu, ma prawdziwą wartość – nie same słowa. Jak już wspomniałem, prawdziwa modlitwa daje życie i ma moc przemiany życia. Modlitwa, która naprawdę jest modlitwą, a nie tylko wypowiadaniem słów, będzie wpływała na ludzkie życie. I to jest właśnie kryterium, za pomocą którego można rozpoznać, czy modlitwa jest prawdziwa, czy nie. Dość łatwo jest odróżnić fałszywą pobożność od prawdziwej, zdrowej pobożności, bo jeśli widzimy, że ktoś modli się (bywa w kościele, uczestniczy w nabożeństwach, chodzi na spotkania wspólnoty itd.), ale te wszystkie pobożne czynności nie mają żadnego przełożenia na jego życie, to coś ewidentnie jest nie tak. Jakiś czas temu otworzyłem sobie Pierwszy List do Koryntian, czternasty rozdział, pierwszy werset. I przeczytałem tam następujące zdanie: Starajcie się posiąść miłość, troszczcie się o dary duchowe, szczególnie zaś o dar proroctwa! 1 Kor 14, 1 „Starajcie się posiąść miłość”. Moją uwagę zwróciło szczególnie słowo: „starajcie się”. W tym słowie zawarty jest pewien ruch, konkretna aktywność. Święty Paweł stanowczo daje do zrozumienia, że mamy STARAĆ SIĘ kochać, zatem jesteśmy obligowani do podjęcia wysiłku, wykonania pewnej czynności. W przytoczonym zdaniu pojawia się też drugi czasownik, odnoszący się do darów duchowych: „troszczcie się”. Początkowo to sformułowanie było dla mnie mocno nieczytelne, nie rozumiałem, o co może chodzić. Ale gdy zacząłem dłubać w innych tłumaczeniach, to okazało się, że słowo przetłumaczone na język polski jako „troszczyć się” można rozumieć też w znaczeniu „pałać gorliwością, wytężać siły”. Mamy więc tu mocno ofensywny czasownik. Okazuje się, że nie tylko mamy STARAĆ SIĘ o miłość, ale mamy również WYTĘŻAĆ SIŁY, dokładać wysiłku i podejmować trud, aby w naszym życiu objawiły się dary duchowe. Czy my wytężamy siły, żeby nauczyć się modlitwy? Czy staramy się o to, by nasza modlitwa była prawdziwa? Jakiego człowieka widzą ludzie, którzy na nas patrzą? Tylko pobożnego czy… przemienionego dzięki modlitwie? Celem działania Ducha Świętego – a to działanie jest możliwe tylko w osobistej relacji z Bogiem (czyli na modlitwie) – jest to, byśmy tu, na ziemi, stawali się coraz bardziej podobni do Jezusa. Jezus – oprócz tego, że jest Bogiem – żyjąc na świecie, dał nam wzór człowieczeństwa w najpełniejszym i najdoskonalszym wymiarze. Krótko mówiąc, Jezus żył na świecie w sposób doskonały, a my jesteśmy powołani do naśladowania go. Duch Święty dokonuje w nas tego, o czym możemy przeczytać w Drugim Liście do Koryntian: Pan zaś jest Duchem, a gdzie jest Duch Pański – tam wolność. My wszyscy z odsłoniętą twarzą wpatrujemy się w jasność Pańską jakby w zwierciadle; za sprawą Ducha Pańskiego, coraz bardziej jaśniejąc, upodabniamy się do Jego obrazu. 2 Kor 3, 17-18 Kiedy się modlimy, kiedy z odsłoniętą twarzą wpatrujemy się w oblicze Pana, zaczynamy jaśnieć Jego blaskiem. To samo wydarzyło się Mojżeszowi, gdy wracał z góry Synaj. Jak może pamiętasz, Mojżesz poszedł na górę Synaj i tam spędził wiele dni na rozmowie z Bogiem. A kiedy schodził z góry, jego twarz jaśniała takim blaskiem, że ludzie wręcz bali się go. Księga Wyjścia opowiada o tym tak: I był tam [Mojżesz] u Pana czterdzieści dni i czterdzieści nocy, i nie jadł chleba, i nie pił wody. I napisał na tablicach słowa przymierza – Dziesięć Słów. Gdy Mojżesz zstępował z góry Synaj z dwiema tablicami Świadectwa w ręku, nie wiedział, że skóra na jego twarzy promieniała na skutek rozmowy z Panem. Gdy Aaron i Izraelici zobaczyli Mojżesza z dala i ujrzeli, że skóra na jego twarzy promienieje, bali się zbliżyć do niego. A gdy Mojżesz ich przywołał, Aaron i wszyscy przywódcy zgromadzenia przyszli do niego, a Mojżesz rozmawiał z nimi. Potem przyszli także Izraelici, a on dawał im polecenia, powierzone mu przez Pana na górze Synaj. Gdy Mojżesz zakończył z nimi rozmowę, nałożył zasłonę na twarz. Ilekroć Mojżesz wchodził przed oblicze Pana na rozmowę z Nim, zdejmował zasłonę aż do wyjścia. Gdy zaś wyszedł, opowiadał Izraelitom to, co mu Pan rozkazał. I wtedy to Izraelici mogli widzieć twarz Mojżesza, że promienieje skóra na twarzy Mojżesza. A Mojżesz znów nakładał zasłonę na twarz, póki nie wszedł na rozmowę z Nim. Wj 34, 28-35 Jaśniejąca twarz Mojżesza była dla wszystkich widocznym i namacalnym znakiem, że ten człowiek ma bliską relację z Bogiem. Z postacią Mojżesza i jego jaśniejącą twarzą łączy się ciekawa i nieco zabawna anegdotka. Mianowicie w niektórych kościołach można zobaczyć obraz Mojżesza, który schodzi z tablicami i… ma na głowie rogi. Gdy po raz pierwszy ujrzałem taki wizerunek, przestraszyłem się. O co chodzi? Diabeł schodzi z dekalogiem czy co? Okazało się, że ktoś kiedyś omyłkowo przetłumaczył wyraz oznaczający jaśniejące oblicze jako „rogi” (w oryginale te wyrazy brzmią podobnie). Pomyłka w tłumaczeniu zaowocowała powstaniem dzieł malarskich, na których Mojżesz ma przyprawione rogi. Tak to detal, niby nic nieznaczący, stał się nagle bardzo istotny. Mnie ta historia z rogami Mojżesza uświadomiła coś bardzo ważnego: Zawsze należy wchodzić w głąb. Nie warto nigdy zatrzymywać się na powierzchni – i ta zasada dotyczy także tego, co słyszymy albo widzimy w Kościele. Zatem – wracając do jaśniejącego oblicza – zadaniem chrześcijanina jest pokazywać ludziom swoją jaśniejącą twarz. Ale żeby to zrobić, trzeba zacząć się naprawdę modlić – tak jak Mojżesz przebywać z Bogiem i słuchać Jego słów, a potem być im posłusznym. W Liście do Rzymian św. Paweł mówi, że stworzenie ze wzdychaniem i z jęczeniem oczekuje objawienia się synów Bożych: Sądzę bowiem, że cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić. Bo stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych. Stworzenie bowiem zostało poddane marności – nie z własnej chęci, ale ze względu na Tego, który je poddał – w nadziei, że również i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych. Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia. Rz 8, 18-22 Jestem przekonany, że ludzie – nawet ci, którym jest nie po drodze z Kościołem – mają gdzieś w głębi duszy pragnienie, aby zobaczyć obok siebie człowieka (chrześcijanina, katolika), który jest podobny do Boga. Jeśli uwierzyć Słowu, to trzeba sobie powiedzieć jasno: W każdym człowieku niewierzącym, w każdym ateiście, w każdym, kto deklaruje głośno, że nie chce mieć nic wspólnego z Bogiem, kryje się głębokie pragnienie, by zobaczyć ludzi żyjących na podobieństwo Boga i podobnych Jemu, a przez nich zobaczyć samego Boga. Bóg przez modlitwę chce nas zatem przemieniać dla nas samych, ale i dla innych ludzi. Kiedy wykonujemy modlitewne czynności, gesty, wypowiadamy słowa, ale nie wchodzimy w prawdziwą modlitwę, to nasze oblicze nie zajaśnienie. Będziemy modlili się zewnętrznie, będziemy z pobożnością wykonywać akty modlitewne, ale te czynności nie przemienią ani nas samych, ani nikogo obok nas. Na zewnątrz będziemy się przyznawać do Boga, ale nasze życie będzie szło „obok” tych deklaracji – swoim torem… My, katolicy, czasem podchodzimy w ten sposób nawet do życia sakramentalnego. Jeśli nie wypływa ono z relacji i z głębi zażyłości z Panem, to często kończy się jedynie na zewnętrznym rytuale, który nie ma żadnego wpływu na stan naszego serca. Kardynał Raniero Cantalamessa, kaznodzieja papieski, powiedział kiedyś: „Sakramenty nie są magicznymi rytuałami, które działają mechanicznie, bez wiedzy czy współpracy ludzkiej (…). Owoc sakramentu zależy całkowicie od Bożej łaski, ale łaska Boża nie działa bez «tak» – zgody i potwierdzenia danej osoby. Kiedy nasze życie duchowe jest jedynie zewnętrzną ozdobą, świat nie znajdzie w nas nic pociągającego”*. Nie dziwmy się, że ludzie gorszą się Kościołem i ze zniechęceniem patrzą na ludzi wierzących. I nie dziwmy się, skąd biorą się w Kościele kryzysy. Gdybyśmy byli ludźmi, którzy świecą obliczem Pana, odbijają oblicze Pana, to jestem przekonany, że nasze kościoły pękałyby w szwach. I nie mielibyśmy żadnych problemów z przyciągnięciem do Kościoła dzieci, młodzieży, dorosłych. Wystarczyłoby, gdybyśmy tylko odbijali oblicze Chrystusa. A to jest możliwe, jeśli się modlimy i jeśli pozwalamy na tej głębokiej modlitwie się Bogu przemieniać. Nie ma substytutu dla modlitwy. Nie istnieje opcja B, alternatywna ścieżka, która doprowadziłaby nas do Nieba. Skoro Jezus jako Syn Boży spędzał całe noce na modlitwie, to o ile bardziej my powinniśmy wypełniać nasze dnie i noce czasem spędzanym z Panem. Potrzebujemy modlitwy my sami, bo tylko dzięki niej możemy się przemieniać, ale tej naszej modlitwy potrzebują także ludzie, którzy żyją obok nas i którzy – czy tego chcemy, czy nie – nas obserwują. Miej świadomość, że dla wielu ludzi, z którymi spotykasz się na co dzień, dla Twoich znajomych, jesteś czasem jedyną Ewangelią, którą mają szansę zobaczyć – bo po Biblię nie sięgną. Naprawdę spoczywa na nas ogromna odpowiedzialność. Tak, jak przedstawiamy Boga światu, tak świat będzie patrzył na Niego. Jesteśmy więc widzialną wizytówką niewidzialnego Boga. Każdy z nas jest reprezentantem królestwa Bożego na zie- mi. Na ile dasz się więc Bogu przemienić? Na ile dasz Bogu dostęp do siebie na modlitwie? *Raniero Cantalamessa OFMCap, „Pieśń Ducha Świętego”, Wydawnictwo Sióstr Loretanek, Warszawa 2009. Fragment książki Marcina Zielińskiego „Modlitwa. W blasku Boga”
[cytat kogo=~gosc Obj 21:8 A dla tchórzów, niewiernych, obmierzłych, zabójców, rozpustników, guślarzy, bałwochwalców i wszelakich kłamców: udział w jeziorze gorejącym ogniem i siarką. To jest śmierć druga".[/cytat] */Fundamentem każdej religii, także tej głoszonej przez kuriewnych papistów, jest wiara w cuda-wianki („… błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli.” - Ewangelia według Jana /J 20, 19-31/). Wiara to bardzo silne przekonanie o czymś albo/i przyjmowanie istnienia kogoś/czegoś bez przedstawienia żadnego racjonalnego dowodu potwierdzającego taki fakt. Tak samo definiujemy paranoję. Jeśli definicje dwóch różnych pojęć są identyczne, to między tymi pojęciami zachodzi tożsamość. Religię dziś należałoby określić, jako społecznie akceptowaną formę paranoi! Jest chroniona, bo to gigantyczny business i narzędzie władzy/kontroli/zniewolenia. Na dziś, ponieważ żaden dowód, w rozumieniu nauki albo choćby zdroworozsądkowym będący dowodem, na istnienie boga/bogów nie został przedstawiony, dowodem na nieistnienie boga/bogów jest brak dowodu na istnienie boga/bogów. To proste i oczywiste! Żądanie przedstawienia dowodu na nieistnienie boga przed wskazaniem dowodu na jego istnienie jest pozbawione jakiegokolwiek sensu. Różnica między szamanem i kapłanem polega na tym, że NASZ czarownik jest godnym szacunku kapłanem a ICH czarownik jest zwykłym łże-szamanem. Analogicznie NASZE Dobre Mzimu jest Bogiem Wszechmogącym, a przez Niego wszystko się stało, natomiast ICH Dobre Mzimu jest bożkiem-bałwanem. Oto wielka tajemnica wiary w boga niewidzialnego, chroniona zgodnie z postanowieniami kodeksu etyki kleszej kliki, wspomaganej przez cywilny kodeks karny danego państwa. Żadna wiara religijna w boga / bożków, bez pomocy świeckiego kodeksu karnego państwa ,nie osiągnie większych rezultatów w ilości są dwie najbardziej liczne religie chrześcijaństwo ( odłam katolicki ) i islam. Bez użycia siły ,podstępu i morderczego sadyzmu, nigdy by nie były takie liczne. Katolicyzm już musiał zrezygnować z siły dzięki powszechniejszej oświacie i nauce , teraz używa podstępu i obłudy.